poniedziałek, 16 września 2013

Wypadek

Jak mówi stare motocyklowe przysłowie: "Motocykliści dzielą się na tych, którzy leżeli i na tych, którzy będą leżeć." Ostatniego dnia sierpnia dołączyłam do tych pierwszych. A szkoda, bo nawinęłam nowym motocyklem zaledwie 3500 km, a duża wyprawa do Dubrownika miała się zacząć trzy tygodnie później.
Trudno. Mnie się na szczęście nic nie stało, motocykl się robi w serwisie, a koszty naprawę pokrywa sprawca, który mi wjechał w tył.
W samochodzie byłaby to stłuczka, tu pomimo 38 km/h niestety był szlif. Ale chwała mi za to, że 2 tygodnie wcześniej zdecydowałam się (z okazji udziału w Gymkhanie, ale to temat na osobny post) na założenie dodatkowych gmoli SW-Motech.
Największy ból to wyjazd, do którego tak pieczołowicie przygotowywałam moją Czaplę. Oprócz halogenów, kufrów, wysokiej szyby i grzanych manetek, Czapla dostała nawigację TomTom Rider, a także doposażyłam moto w dwie kamerki Contour. Całe szczęście, że podczas szlifu kamera, która wcześniej siedziała na prawym gmolu, została uprzednio zdjęta i przełożona na kask, inaczej niewiele by z niej zostało - podobnie, jak z uchwytu, który niestety zniknął w czeluściach asfaltu.
Wyjazd do Dubrownika odbędzie się autem, więc połowa funu odpada. Pocieszam się jedynie, że pogoda się popsuła i w sumie może lepiej, że nie będę moknąć na motocyklu w dniu wyjazdu.